Bardzo poważne kazanie o tym czy można nie pójść do nieba Kazania
Uroczystość Chrystusa Króla
Bardzo poważne kazanie.
Takie z dreszczykiem emocji, jak to onegdaj kaznodzieje prawili, z podwieszanych ambon płynęły słowa o „dance macabre”, tak, że dokładne wszyscy: od papieża po najmniejsze dziecko tańczymy ze śmiercią.
Znacie te obrazy… Ja pamiętam taki jeden z salki rekreacyjnej nowicjatu dominikańskiego. Naprawdę piękny. Choć jego zadaniem było raczej robienie wrażenia na ludziach w okresie Barokuto przecież dzisiaj mamy cywilizację wybitnie obrazkowąkto wie, czy nie przydałyby nam się takie obrazy: koło taneczne w którym żwawe i rozradowane trupy tańczą z przestraszonymi ludźmi.
Kontrast między żywym i umarłym. Człowiek tańczy z trupem, tym, co pozostanie w przyszłości po jego ciele, sobą samym, takim jakim się niebawem stanie. Później krąg taneczny rozpada się na pojedyncze pary, śmierć bierze przedstawicieli wszystkich warstw społecznych (stanów). Jak mówiłem: od starca po najmniejsze dziecko. Od papieża po największego łajdaka. Od troskliwej matki po upadłą kobietę. Po prostu wszyscy.
Pisze się o tych obrazach, że trup jest personifikacją śmierci, niszczącej siły działającej intencjonalnie. Sceny są silnie zindywidualizowane, co podkreśla ich osobisty charakter.
Tak na przykład przedstawia swój Taniec Śmierci Hans Holbein. Taniec śmierci był jedną z najpopularniejszych alegorii w sztuce plastycznej i literaturze późnego średniowiecza.
W epoce baroku popularność ta powróciła. Na przykład w Polsce powstały obrazy tego typu w kościele Bernardynów w Krakowie, (XVII w.), czy w klasztorze w Kalwarii Pacławskiej koło Przemyśla (XVII w.).
Takiego kazania jeszcze nie mówiłem. Nie mówi się takich. Teraz chcemy przede wszystkim pozytywnie myśleć, zwracać uwagę na nadzieję nieśmiertelności, tłumaczyć zbawcze orędzie w kontekście radosnego oczekiwania. Tak sobie jednak myślę dzisiaj, na tydzień przed zakończeniem kolejnego roku liturgicznego, że ta Ewangelia, którą dzisiaj przeczytałem, wy zaś usłyszeliście, jest przerażająca. Zatrzęsły mi się nogi.
Więc pozwolę sobie spuścić z radosnego zazwyczaj tonu i wejść na wysokie „c” jak trąba sądu ostatecznego.
Rzecz jasna nie chodzi o beznadziejność. Mamy na uspokojenie najpiękniejszy psalm –
„Pan mym Pasterzem, niczego mi nie braknie”. Mamy zapewnienie Pana Boga, że Sam nas poszuka i znajdzie i będzie miał nad nami pieczę. To z Księgi Ezechiela. No i jeszcze mamy tego radosnego nadzieją świętego Pawła: to z Listu do Efezjan o zmartwychwstaniu, które dokonuje się przez Chrystusa. Więc nie chodzi o to, żeby Cię, słuchaczu i siebie, głoszącego wdeptać w grunt wyrzutu sumienia. Ale chodzi o … prawdę.
A ta, jak wynika z dzisiejszych słów Pana Jezusa jest bardzo konkretna i jednoznaczna…
Może się tak stać, że nie pójdziesz do nieba? No… Pan Jezus mówi, że tak: „I pójdą ci na mękę wieczną…” to chyba to znaczy, nie?
Kto? Dokąd? Dlaczego? Kozły. Do piekła. Bo nie czyniły uczynków miłosierdzia.
Czarno na białym. Dziwicie się, że się wystraszyłem?
***
Małe wyznanie wielkiego błędu…
Nieopodal mojej kamienicy znajdują się bloki mieszkalne. Mieszkał w nich człowiek niepełnosprawny. Co jakiś czas widziałem go jak wracał do swojego bloku stopa za stopą, ledwo włócząc nogi, stając co krok. Co jakiś czas zdarzało mu się, że kiedy podjeżdżałem pod kamienicę a on był w drodze, to kiwał ręką i pytał czy by go nie podwieźć. Te 50 metrów dalej… niedaleko dla zdrowego. Dla chorego jak drugi koniec miasta. Ciężko tak wcisnąć go do auta, bo przecież ledwo się rusza, potem ostrożnie te 50 metrów trzeba przejechać, potem delikatnie go z auta wyciągnąć, potem wrócić przez korek, bo wszędzie jednokierunkowe ulice. Kiedyś nie zdążyłem, gdy nasze drogi się skrzyżowały. Wszedłem do klatki schodowej, pokonywałem kolejne schody, aż nagle na przedostatnim spadła na mnie świadomość jak grom… a gdybym tak teraz umarł? A moje grzechy? A gdyby ten właśnie, ten jedyny gest – odruch miłosierdzia dla cierpiącego miał mnie uchronić przez gniewem Bożym? Nawet jeśli nie lubimy dzisiaj tego sformułowania, to przecież… kozły i owce, nie?
Wszelkie współżycie ludzi, jeżeli chcemy, aby było dobrze zorganizowane i rozwijało się pomyślnie, musi opierać się na podstawowej zasadzie, że każdy człowiek jest osobą, to znaczy istotą obdarzoną rozumem i wolną wolą, wskutek czego ma prawa i obowiązki, wypływające bezpośrednio i równocześnie z własnej jego natury. A ponieważ są one powszechne i nienaruszalne, dlatego nie można się ich w żaden sposób wyrzec. Jeśli zaś spojrzymy na godność osoby ludzkiej w świetle prawd objawionych przez Boga, to będziemy musieli niewątpliwie ocenić ją znacznie wyżej. Ludzie zostali bowiem odkupieni za cenę krwi Jezusa Chrystusa, stali się mocą łaski Bożej dziećmi i przyjaciółmi Boga i zostali ustanowieni dziedzicami chwały wiecznej. (Jan XXIII, Pacem in terris, 9-10).
Te słowa brzmią bardzo mądrze, napisał je mądry papież – Jan XXIII w swojej encyklice „Pacem in terris”. Przytaczam je celowo, jako bardzo kierujące uwagę na to, kim naprawdę jest człowiek. I dzisiaj, kiedy w ostatnią niedzielę roku liturgicznego czcimy Chrystusa – Króla życzę i sobie Wam, byśmy nie mówili zbyt wiele,nie szastali słowami i człowieczeństwie i godności, nie bili piany przemądrzałych aforyzmów o tym jak dumnie brzmi „człowiek”. Tylko zrozumieli, że nawet nasz Król najpierw był na tronie krzyża.
A puste słowanikogo nie zbawią…