Tryptyk świętogórski Blog
Opowieść, która nieopowiedziana, stała się modlitwą, a niewymodlona jeszcze do końca, poświęcona jest Filipinom, moim przyjaciołom ze Świętej Góry.
I. Bernard
Nikomu i niczemu nie nadając sensu,
nie opierając się na żadnych
bezsprzecznie udowodnionych tezach
uczył się nadziei, o wierze wiedząc wszystko,
a o miłości mając opinię odrębną.
Do końca szukając światła w niewidzących oczach,
nie pojmował granic wytyczonych starymi
przepowiedniami proroków
o rękach rzeźbiarzy, którzy posiadając jedynie wiedzę,
nigdy nie stworzą prawdziwego arcydzieła.
Wiedział, gdy inni milcząc nie umieli nie wiedzieć
o rzetelnej pobożności nigdy ponurej, a zazwyczaj słonej
jak krople potu na ołtarz w czerwcu spadające.
Od początku do końca,
od pierwszego tak
do ostatniego również,
od wymilczanej zgody do wypowiedzianego żalu,
od wierzę w Ciebie Boże żywy do cóżeś mi uczynił, Panie,
od zerwania ze sobą do powrotów z domu,
od samotności z wyboru do zmęczenia ludźmi…
Od konfesjonałów piekących jak łzy niewylane
do Komunii tak prostych jak sukienka dziecka.
Od bezdusznych mamrotań do ucisku w kratni.
Idzie. Szedł. Pójdzie.
Na starość znający ścieżki
każdej kościelnej myszy Gostynia
i zapach grzeszników wymieszany z kadzidłem,
kiedy w sierpniu dobywa się wiatr z nawiezionych pól.
Nikt. Nikomu. Nikogo.
Zawsze niby sam, jednak
w pośpiechu stukot nieobecnych zębów
nie będzie mu przeszkadzał śpiewać i wspominać,
że co sieje człowiek, to i zbierać będzie.
Od początku do końca.
Od pierwszego tak. Do ostatniego
pozwól mi odejść.
II. Róża
Oto kolejność spraw.
Rzeczy świata tego.
Noc bez początku, początek bez końca.
Pod osłoną ciemności jedni tracą wzrok,
inni widzą wyraźniej,
a pustynia wyłania
Rodzicielkę Kwiatu białego jak śnieg.
W tę noc
oznajmioną wcześniej naszym ojcom,
by nabrali otuchy,
wiedząc niechybnie,
jakim przysięgom zawierzyli.
W noc, kiedy wszystko znów pogrążone jest
w głębokim milczeniu.
Gdy po raz kolejny
medium iter habet in suo cursu.
Czekają.
W oczekiwaniu jutrzenki,
gdy nie można już powstrzymać tego przebudzenia.
Hymn. Zacznijcie
wargi nasze chwalić Pannę Świętą.
Zacznijcie opowiadać cześć Jej niepojętą.
Dzień wstaje.
Róża rodzi.
Głębokim zapachem krwi pachnie.
Pierwszy błysk światła zawsze ma odcień czerwieni.
III. Matka i syn
Z głębokości wołam do Ciebie, Pani,
z przepaści własnej i z zapaści świata tego,
z głębokości duszy i płytkiego przepływu słów,
z niemocy odkupionej latami prób i błędów,
z dróg krzyżowych samotnych i z tłumu krzyczącego
wołam:
O Matko, Matko Słowa
bez ograniczenia.
O ciszo, ciszo wspomnień
niedopowiedzenia.
Świętej Góry Jutrzenko,
Przenajświętsza Zorzo,
Panno wśród pól biegnąca
prześliczna Królowo.
Miasto, o Miasto Pańskie
wysoko wzniesione,
góro święta, mistyczne
światło rozproszone.
rozświeć wody bezkresne
zdziwionego fiat.
Spójrz – znowu powracam.
Z mym Ave, Maryja.