„Dla”… na pożegnanie Piotra Kazania
Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi. (Rz 14,7-9)
Co to znaczy: żyć „dla”?
To podstawowe przesłanie życia chrześcijanina jest właśnie takie: nie żyję dla siebie.
To „dla” wychyla nas gdzieś w przestrzeń, poza siebie
i nie chodzi mi o taki efekt wychylenia o którym Rahner pisał,
że człowiek jest wychylony w stronę nieskończoności.
Chodzi mi zwyczajnie o wyjście poza siebie
i zrozumienie, że żyć z innymi wokoło oznacza żyć dla innych,
żyć z Bogiem oznacza tak naprawdę „żyć dla Boga”.
„Dla”.
Krótkie słówko.
A jak wiele zmieniające.
Święty Paweł w Liście do Rzymian, który przed chwilą usłyszeliśmy,
uświadamia nam prawdę o życiu chrześcijańskim.
Chodzi o pewną konsekwencję –
jeśli wierzysz w Chrystusa to żyjesz dla Chrystusa
i umierasz dla Niego.
I w życiu i w śmierci do Niego zatem należysz.
Należeć do Boga – to chyba największe szczęście jakie może spotkać człowieka.
Z wszystkimi konsekwencjami –
jeśli do kogoś należysz to jesteś jego własnością.
A zatem już nie swoją.
Osobliwy rodzaj wolności, która zaczyna się tam, gdzie swoją wolność oddajesz Bogu.
Powstaje oczywiście pytanie
i być może ceremonia pogrzebowa jako swego rodzaju bilans
jest po temu dobrą okazją:
Czy Bóg dla którego żyjesz
rzeczywiście wypełnia całą przestrzeń Twojego życia?
I na odwrót:
czy ten, który wypełnia całą przestrzeń Twojego życia
jest rzeczywiście Bogiem
dla którego żyjesz?
Siostry i bracia w Chrystusie!
Mówiąc o wieczności zawsze można popaść w patos.
I to nie jest dobre rozwiązanie.
A już na pewno nie należy wpadać w patos na pogrzebie Ślązaka.
Bo przecież można patrzeć przed siebie,
wyraźnie rozróżniać cel, który leży gdzieś za horyzontem,
a nie zrozumieć, że droga ważniejsza jest od horyzontu
o tyle, o ile próg wieczności ważniejszy jest od rozważań o niej.
Świętej pamięci Piotr…
Ten próg przekroczył.
Kazanie oczywiście nie jest dobrym miejscem na wspomnienia
i nie o wspomnienia chodzi w pogrzebowej egzorcie.
Trudno jednak pominąć to, co najistotniejsze.
Sędziwy w swym spokoju –
spokojny w swej sędziwości.
Tak określiłbym człowieka, którego spotkałem zaledwie kilka razy.
Wdowiec po śp. Anieli, z którą przeżył wspólnie 64 lata –
czy to tu – w Orzegowie, czy na niemieckiej ziemi.
Alojzy, Andrzej, Jan, Irena – jego dzieci.
Górnik na KWK Karol w Orzegowie i Szombierki w Bytomiu.
Normalna śląska pobożność.
Kościelny na Orzegowie,
budował z innymi dom parafialny i o tym opowiadał.
Myślę o tym standardowym ludzkim żywocie,
o ostatnich dniach, w których żywot ten się dokonywał.
I to słowo: „dla” uważam za kluczowe.
Człowiek niezamknięty na siebie i dla siebie.
Żyjący dla innych ludzi i dla Boga,
żył dla Chrystusa i umarł w Chrystusie.
Wiele lat wcześniej jeden z jego synów
zapisał refleksję poetycką o krzyżu
w takich słowach:
Po pionowej belce
mozolnie się wspinam,
by przylgnąć wargami
do zakrzepłej rany,
i zaschłą krwi kroplą
ożywić swe serce.
Na belce poprzecznej
rozpinam ramiona,
by końcami palców
dotknąć bocznych krzyży,
muśnięciem serdecznym
pozdrowić mych braci.
Tego z lewej
zapytać,
czy boli niewiara
Temu z prawej
przytaknąć,
że trudne jest szczęście.
Te dwie belki krzyża, tak oczywiste w swym ukierunkowaniu na Boga i na człowieka,
postawione na grobie, będąc znakiem wiary, są jednocześnie wyznaniem nadziei.
Bo nadzieja zawsze rozpoczyna się tam, gdzie człowiek wychodzi poza siebie.
Kiedy żyje „dla”…