Góra spotkania, strchu i pytań, czyli o mojej osobistej relacji z Bogiem Kazania
Kazanie na II niedzielę Wielkiego Postu rok B 25 lutego 2018 r.
Kto lubi wchodzić do góry a kto schodzić na dół?
Pewnie większość zdrowych woli schodzić – to mniej wysiłku,
chorzy – zwłaszcza na kolana mogą mieć z tym problem.
Jakkolwiek jednak by nie było, to wchodzenie w górę jest symbolem wysilenia się.
Piąć się wzwyż oznacza awans.
Wchodzić na górę oznacza nie bać się wysiłku.
Dzisiejszy dwudziesty drugi rozdział Księgi Rodzaju mówi o górze próby.
Bóg wystawił Abrahama na próbę i rzekł do niego: „Abrahamie!»
A gdy on odpowiedział: „Oto jestem” – powiedział:
„Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka,
idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”.
To wstrząsające wydarzenie którego przebieg dobrze znamy
było próbą niezwykłą.
Wiara zwyciężyła.
Dzisiaj jednak chciałbym, abyśmy weszli na jeszcze inną górę,
tę opisaną w Ewangelii.
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”.
To góra dla nas, kochani na dzisiaj.
Góra spotkania.
Góra strachu.
Góra pytań.
Bardzo bym chciał, aby ten drugi tydzień Wielkiego Postu tak właśnie się rozpoczął.
Tabor – góra spotkania.
Spotkanie to jest bardzo wieloznaczne słowo.
Można iść na spotkanie ze znajomymi, albo rodzinne spotkanie
i tak naprawdę nie spotkać się z nikim.
Wystarczy, że każdy zamknie się w sobie,
albo na przykład skupi się na sobie i będzie tylko gadał, nie słuchając w ogóle.
To nie będzie spotkanie – wyjdziesz z niego z poczuciem ulgi, że wreszcie się skończyło.
A co to znaczy spotkać się z Bogiem?
Paradoksalnie – jesteśmy osobami wierzącymi, ale gdyby sąsiad, sąsiadka, kuzyn albo wnuk
powiedzieli nam któregoś dnia, że widzieli Boga,
poprosilibyśmy o pomoc psychiatrę!
Boga się „nie ogląda” powiedzielibyśmy bez zająknięcia.
Te dwa światy: Boży i ludzki, są dla nas tak bardzo rozdzielne,
że z jednej strony mamy kłopot z przyjęciem obecności Bożej
w naszych ludzkich sprawach,
z drugiej zaś nie przewidujemy stawania na świętej górze,
terytorium sacrum
i patrzenia Bogu twarzą w Twarz!
Przykłady można by mnożyć:
te ludzkie sprawy to np. zakupy – kiedy ostatni raz pytałeś Pana Boga,
czy to, co masz zamiar kupić jest dobre?
Prawdopodobnie dość rzadko, a i to jest dość optymistyczna wizja –
my z Bogiem po prostu takich rzeczy nie konsultujemy.
A Boże sprawy, ziemia święta, to modlitwa,
kiedy ostatni raz zanim zacząłeś się modlić
poświęciłeś kilka chwil nie tyle na mówienie,
odmawianie modlitw,
ile na uświadomienie sobie w sercu, że spotykasz się z Bogiem,
że stajesz w obecności Boga?
Góra Tabor uczy nas, że te dwie rzeczywistości są nierozłączne,
a nasze życie nie może być sprowadzone ani do jednej wyłącznie, ani do drugiej,
choć pokusa życia jak anioł zagraża każdemu z nas,
tak samo jak pokusa postrzegania Boga jako niedostępnego i właściwie nieobecnego.
Tabor – góra strachu.
Ze strachu można przestać mówić.
Afonia z całą pewnością może być wywołana przez stres,
ale i na co dzień mówimy, że głos uwiązł w gardle z emocji, w tym: z przerażenia.
Święty Marek Ewangelista napisał, że Apostołowie byli tak przestraszeni,
że ze strachu nie wiedzieli co mówić.
Więc gadali głupoty, też nam się tak zdarza.
Często.
To jest jeden z tych aspektów bliskiego spotkania z Bogiem,
z cudem z nadprzyrodzonością.
Strach, paraliżujący lęk, zatkane usta, mętlik w głowie.
To było bardzo częste w Starym Testamencie.
Te tajemnicze chwile przechodzenia Jahwe,
kiedy człowiek zamierał.
Bóg był „misterium tremendum” Tajemnicą przerażającą.
I ja myślę, że to wcale nie było złe.
Owszem – znamy Go jako dobrego kochanego ojca.
Ale czy szacunek zaprawiony pewnym obszarem lęku nie jest wpisany w ludzkie odruchy?
Czasem chyba trzeba się wystraszyć.
Żeby potem wewnętrznie się zmienić.
Tabor – góra znaków zapytania.
Piotr, Jakub i Jan nie dowiedzieli się za dużo.
Oni spotkali się, ale znaki zapytania aż krążyły po ich głowach.
Bo kiedy schodzili myśleli o czymś bardzo podstawowym:
co to znaczy zmartwychwstać.
I to jest zasadnicze znamię relacji pomiędzy wiedzą i wiarą.
Wiedzieć: otrzymać odpowiedź w zrozumiałych słowach.
Odpowiedź wyjaśniającą problem.
Wierzyć to coś więcej…
to nie zawsze mieć odpowiedź wprost,
niekoniecznie prawdę do objęcia rozumem.
Ale często do przyjęcia sercem.
I ta prawda jest niezwykle przemieniająca…
To dlatego Tabor nie jest tylko miejscem przemienienia Jezusa.
To miejsce przemienienia każdego z nas.