Jezus uzdrawia mnie z trądu Kazania

(6 niedz. zw. B)

Niektórzy lubią samotność. Ja na przykład lubię.

Myślę tu oczywiście o samotności z wyboru. Jak to miło po dniu pełnym pracy usiąść za zamkniętymi drzwiami, poczytać książkę, albo po prostu posłuchać muzyki. To jest taki typ samotności, o którym marzą często ludzie zabiegani, zapracowani, zmęczeni. Ale tak, jak powiedziałem – to samotność z wyboru.

Jest jednak inny rodzaj samotności – można go nazwać opuszczeniem. Brak satysfakcjonujących relacji z innymi ludźmi, samotność po śmierci kogoś najbliższego, można być samotnym pomimo obecności tłumu znajomych, można być samotnym wewnętrznie, kiedy człowiek chowa jakieś tajemnice, jakieś wewnętrzne poczucie winy, nieufność wobec innych i lęk…

To nie jest dobra samotność.

Jej symbolem może być obraz więzienia. Człowiek jest odcięty od świata za karę. Bardzo często taka samotność staje się drogą do uzależnienia: czy to od alkoholu, czy to od narkotyków. Chcąc się znieczulić człowiek alienuje się jeszcze bardziej.

Znakiem naszych czasów jest człowiek pozostawiony sam sobie. Porzuceni, opuszczone dzieci, dorośli ludzie bez trwałych związków, porzuceni chorzy i starcy. To o tej rzeczywistości Jan Paweł II powiedział, że jest oznaką cywilizacji śmierci. A Benedykt XVI w 2008 roku apelował, że nikt nie powinien umierać w samotności i opuszczeniu.

Cóż zatem znaczą słowa dzisiejszego pierwszego czytania z trzynastego rozdziału Księgi Kapłańskiej?

Tak mówił Pan do Mojżesza i Aarona: 

„Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka,  albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu,  to przyprowadzą go do kapłana (…). Trędowaty, dotknięty tą plagą, będzie miał rozerwane szaty,  włosy nieuczesane, brodę zasłoniętą i będzie wołać:  Nieczysty, nieczysty!  Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”.

Straszne, prawda?

Spróbuj wyobrazić sobie, że zaraziłeś się chorobą, zupełnie bez swojej winy, i będąc zupełnie niewinnym nagle stajesz się wyrzutkiem, społeczność Cię nie chce, boi się Ciebie, co więcej: Tobie samemu każą krzyczeć i ostrzegać innych przed samym sobą.

Po prostu tragedia.

Prawdopodobnie lepsza byłaby śmierć.

To jest oczywiście obraz starotestamentalny, społeczność ma być chroniona przed chorobą, którą też często utożsamiało się w tamtych czasach z karą za grzechy, obraz na dzisiejsze standardy trudny. Ale jakże symboliczny w kontekście tego, co dzieje się w Ewangelii!

przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go:  „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić „.  A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego:  „Chcę, bądź oczyszczony”. Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony. 

Oczywiście, że pierwsza rzecz, która natychmiast się nam nasuwa, to obraz Boga, który uzdrawia. Tam jest wyznanie wiary: Jeżeli zechcesz – możesz – oznacza: jesteś Wszechmogący, bo przecież nikt w tamtych czasach tego nie potrafił.

To wyznanie wiary prowadzi do uzdrowienia.

Natomiast druga to skojarzenie z grzechem. On jest jak trąd. Alienuje, wyrzuca poza nawias, pogłębia wewnętrzną samotność. Wierzcie mi, z każdym grzechem tak jest!

Ale prawda o grzechu jest również i taka, że samemu sobie z nim nie poradzisz. Najpierw musisz uwierzyć, że Jezus MOŻE czyli potrafi Cię z niego uwolnić. Potem MUSISZ Mu to powiedzieć, to znaczy stanąć przed Nim w prawdzie o tym swoim grzechu. A potem pozwól Mu działać. On zawsze chce Cię oczyścić.

Nie miejmy złudzeń: właściwa cała prawda o Jezusie Chrystusie jest właśnie taka: On przyszedł żeby oczyszczać. Trąd grzechu uzdrawiać.

Najsłynniejszy polski melodramat: „Trędowata”.

Mniszkówna napisała to prawie sto dziesięć lat temu. Młodzi pewnie nie widzieli filmu. Taka typowa historia Kopciuszka i księcia, bez happy endu. Tragiczne dzieje miłości, której spełnieniu stają na przeszkodzie przesądy społeczne i fanatyzm arystokratycznych rodów. Niezamożna szlachcianka i potężny magnat. Mają się pobrać pomimo trudności. Ona doświadcza samych szykan. W ich wyniku choruje i umiera przedwcześnie w dniu planowanego ślubu.

Można powiedzieć, że tytuł jest uzasadniony. Była jak trędowata. I to nas bulwersuje. Bo nikt nie powinien być spychany na margines za to kim jest. Nigdy o tym jako katolicy nie zapominajmy.

Ale i samych siebie nie spychajmy na margines, zamykając się w dusznej przestrzeni grzechu. Bo samotność jest dobra tylko wtedy, kiedy jest z wyboru i dla wypoczynku albo refleksji – modlitwy.

Ta wymuszona zawsze prowadzi do śmierci.

25
Kwietnia

Autor wpisu

xap xap