O czterech Królestwach i Prawdziwym Królu Kazania
Kazanie na Uroczystość Chrystusa Króla. Katowice, katedra, 22 listopada 2015 r.
Jak brzmią jedne z pierwszych słów człowieka wypowiedzianych do Boga?
Przestraszyłem się. Jestem nagi. Ukryłem się.
Od tego momentu cała historia człowieka polegała będzie na odwróceniu tej sytuacji.
Pozbyciu się lęku. Okryciu nagości. Wyjściu z ukrycia.
Tak symbolicznie, na początku tego odpustowego kazania, chciałbym ująć ludzki los, człowieczą kondycję. A jest to los szczególny. Los kogoś, kto nieustannie poszukuje wolności. I nieustannie ją gubi.
Ujmę tę historię równie symbolicznie w postaci czterech królestw.
Królestwo pierwsze. Królestwo prawa.
Na początku czasów.
Pan Bóg stworzywszy człowieka umieścił go w ogrodzie.
Jakby w Królestwie piękna właśnie. I już wtedy nadał mu prawo.
W momencie, w którym prostota ustanowionej normy:
„nie będziesz spożywał z tego akurat drzewa”
najlepiej oddaje istotę Bożego prawa.
Ono jest proste.
Niekoniecznie łatwe do zachowywania. Ale proste.
Objąć je umysłem może nawet dziecko.
A właściwie to dzieci najlepiej umysłem je obejmują,
bo umysłu najmniej do tego używają.
Niestety. Zło, które zawsze jest wrogiem piękna, skusiło człowieka do grzechu.
Stało się. Wiemy, co było dalej.
Pan Bóg przechadzał się wśród drzew ogrodu
w chwili, kiedy był powiew wiatru.
Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go:
„Gdzie jesteś?”
„Gdzie jesteś?”
To pytanie jest pytaniem tęsknoty.
Kiedy tęsknisz, naprawdę głęboko, wewnątrz siebie i z całego siebie,
pytasz nawet nie wypowiadając słów, ale przeżywając je całym sobą:
„Gdzie jest ten, gdzie jest ta, za którym, za którą tęsknię?”
Pytanie to już na całe wieki
pozostanie wołaniem Boga za człowiekiem,
który wciąż szukał będzie własnych ścieżek,
znalazłszy je popadał w niewolę i tęsknił za wolnością.
Królestwo prawa. Ono nadejdzie.
Ale niestety. Jeszcze nie teraz.
Królestwo drugie. Królestwo nadziei.
Konkretne daty i konkretne miejsca.
Palestyna. Czasy Antiocha IV Epifanesa.
Okres prześladowań Narodu Wybranego.
To wówczas wychowany na dworze Nabuchodonozora,
przez całe życie pracujący w administracji obcych monarchów,
bardzo zdolny, charyzmatyczny mędrzec,
piastujący najwyższe godności nie tylko za królów babilońskich,
lecz również za pierwszych władców perskich,
człowiek o imieniu Daniel,
ma wizje zapowiadające odrodzenie ludzkości.
Widzi to tak: Niewidzialny Król Królów
dzierży w swym ręku losy wszystkich ziemskich zwierzchności.
Jego woli poddane są wszystkie państwa i wszystkie narody.
(Dn 7,13-14)
Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.
Wizja piękna i wspaniała.
Królestwo nadziei.
Zrealizuje się.
Ale niestety. Jeszcze nie teraz.
Królestwo trzecie. Królestwo prawdy.
Minie 600 lat.
Spotka się ze sobą dwóch władców. Prawdziwy i pozorny.
Jak na ironię ludzie prawdziwego z pozornym pomylą.
Jak to ludzie mają w zwyczaju.
Ten pozorny przez wieki przedstawiany będzie na obrazach
podczas czynności mycia rąk.
Zanim je jednak umyje dojdzie do rozmowy pomiędzy władcami.
Pozornym i prawdziwym. Przemijającym i wiecznym.
Niezwykły dialog.
Bardzo rzadko na kartach Pisma Świętego
pojawia się dialog aż tak bardzo żywy,
z odpowiedziami padającymi natychmiast w tylu sekwencjach.
– Czy Ty jesteś Królem żydowskim?
– Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?
– Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Coś uczynił?
– Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd.
– A więc jesteś królem?
– Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu.
W tym dialogu ludzki namiestnik posługuje się jedynie pytaniami.
Tak to już jest, że kiedy władca niepewny siebie,
któremu brakuje poczucia własnej siły,
staje przed innym władcą,
który nawet w ludzkim rozumieniu tej siły nie posiada,
musi stawiać pytania.
Zaintrygowanie wielkością zawsze będzie budziło respekt tego, kto jest mały,
nawet jeśli się do tego nie przyznaje.
Prawdziwa zaś wielkość w dialogu tym zostaje wyrażona
stanowczym: „Tak, jestem królem”.
Królestwo prawdy.
Ono nadejdzie.
Niestety. Jeszcze nie teraz.
Królestwo czwarte. Tu i teraz. Królestwo wiary.
Miną prawie dwa tysiące lat.
Dwa lata po erygowaniu diecezji katowickiej,
5 czerwca 1927 roku, w uroczystość Trójcy Świętej,
ówczesny biskup śląski Arkadiusz Lisiecki,
rozpocznie uroczyście budowę katedry katowickiej.
Na czas wojny budowa zostanie przerwana.
Ziemski władca – okupant – nie zezwoli nawet na zabezpieczenie
tego, co już wybudowano.
Kolejne niewole wyznaczą rytm życia spragnionych wolności.
Po wojnie upłynie jeszcze wiele lat.
Ale dzięki ogromnemu wysiłkowi całej diecezji,
30 października 1955 roku, sześćdziesiąt lat temu,
podczas trwającego wysiedlenia biskupów katowickich,
biskup częstochowski konsekruje katedrę.
Ten kościół.
Rocznicę sześćdziesiątą tego wydarzenia obchodziliśmy niedawno.
Odnowiony, odnawiany.
Z ogromnym wizerunkiem Chrystusa Króla w centrum.
Jak królestwo wiary.
Tu przecież setki, tysiące, dziesiątki tysięcy,
przez wiele lat
chrzczonych, bierzmowanych, łączonych świętym węzłem małżeńskim,
święconych na diakonów, prezbiterów, biskupów,
żegnanych ostatnim pokropieniem ciała,
było jej świadectwem,
częścią składową żywej tkanki Mistycznego Ciała,
tchnieniem wolności śląskiego ducha.
To miejsce jest nasze. Dzisiaj szczególnie.
Kiedy odpust parafialny katedry zbiega się z rocznicą dnia
w którym jej mury ociekały świętym olejem.
Bo jest to dzień, w którym każdy z nas – ludzi –
wciąż szukających własnych ścieżek
i wciąż popadających w niewolę,
może doświadczyć wolności.
Orygenes, kapłan, w dzisiejszym czytaniu brewiarzowym
z tekstu „O modlitwie” poucza nas tak:
To zaś królestwo Boże, które jest w nas, w miarę naszego ustawicznego postępu osiągnie doskonałość, gdy się wypełnią słowa Apostoła, że Chrystus, pokonawszy wszystkich swoich nieprzyjaciół, przekaże „królowanie Bogu i Ojcu, aby Bóg był wszystkim we wszystkich”. (…) Co zaś dotyczy samego królestwa Bożego, należy pamiętać, że jak „sprawiedliwość nie ma nic wspólnego z niesprawiedliwością” ani też jak „nic wspólnego nie ma światło z ciemnością”, ani wreszcie jak nie ma „wspólnoty Chrystusa z Belialem”, tak też królestwo Boże jest nie do pogodzenia z królestwem grzechu. Jeśli zatem chcemy, aby Bóg w nas królował, „niechaj grzech nie króluje w naszym śmiertelnym ciele”, ale raczej zadajmy śmierć „temu, co jest przyziemne w naszych członkach”, by wydać owoce Ducha. Wtedy Pan przechadzać się będzie w nas, jakby w duchowym raju, królując nad nami wraz ze swym Chrystusem.
Pan przechadzać się będzie w nas.
Wracam do pierwszego Królestwa.
Nazwałem je Królestwem prawa.
Pan przechadzał się pośród drzew ogrodu.
Zawołał na człowieka: „Gdzie jesteś?”.
Człowiek odpowiedział:
„Przestraszyłem się, bo jestem nagi”.
Dzisiaj, w Uroczystość Chrystusa Króla
warto pomyśleć nad własną nagością.
Nie chodzi o jej wymiar moralny.
Ale o bycie prawdziwym przed Bogiem.
Bo Królestwo w końcu nadejdzie.
Królestwo prawa.
Królestwo nadziei.
Królestwo prawdy.
Królestwo wiary.
Nie miejmy złudzeń.
Jedyne prawdziwe Królestwo dla którego warto żyć.
I dla którego warto oddać życie.