Po co grać, kiedy nikt nie słucha… Kazania

Bardzo dawno temu w Chinach, żyło sobie dwóch przyjaciół. Jeden z nich potrafił pięknie grać na harfie. Drugi był niezwykle utalentowany w bardzo rzadkiej sztuce słuchania.

Kiedy pierwszy z nich grał i śpiewał o górach, drugi mówił: – Widzę te góry, tak jakby stały przede mną. Kiedy pierwszy wyrażał swoją muzyką dźwięk strumienia, drugi słuchał go i potwierdzał:

– Słyszę jak woda przemyka pośród kamieni.

Ale pewnego dnia ten, który umiał słuchać zachorował i wkrótce zmarł.

Jego przyjaciel przeciął struny harfy i nie grał już nigdy więcej.

 

Taka opowiastka z morałem: jeżeli nikt nas nie słucha to tak, jakbyśmy nie istnieli. Oczywiście jest w tym odrobina tkliwości i romantyzmu, ale przecież jest też bardzo konkretna ludzka cecha.

Po co mówić, jeśli nikt Cię nie słucha? Są przecież ludzie, którzy odwracają się do ściany, by pomówić z nią.

Ta historyjka, którą zacytowałem, autorstwa Bruno Ferrero, ma na stronie internetowej dodatkowy komentarz:

Istniejemy jedynie wtedy, kiedy ktoś nas słucha. Najpiękniejszy dar, jaki możemy ofiarować drugiemu człowiekowi to „naprawdę” wysłuchać go.

Pewna bardzo wrażliwa dziewczyna rozmawiała z nauczycielem o nurtującym ją bardzo problemie. Nauczyciel skłaniał ją do porozmawiania na ten temat z rodzicami. Dziewczyna uczyniła tak, ale pomimo jej strachu i rozterki, rodzice zbagatelizowali i zlekceważyli problem, próbując zmienić temat, mówiąc, że dziewczyna przesadza, że wszystko się samo rozwiąże, że trzeba czasu itd. Nie chcieli kontynuować dyskusji, uważając, że jedynie lekceważąc sprawę można pomóc córce.

Kiedy usiłowała popełnić samobójstwo, byli bardzo zdziwieni i pytali:

– Dlaczego nam nie powiedziałaś, że masz jakieś problemy?

Inna dziewczynka napisała: „Wieczorem, kiedy jestem w łóżku, odwracam się w stronę ściany i rozmawiam sama ze sobą, by móc siebie wysłuchać”.

 

Moi drodzy, czasem trzeba spojrzeć inaczej na siebie i na świat wokoło.

Jakby z zewnątrz siebie.

Więc my dzisiaj spróbujmy spojrzeć na siebie inaczej.

Inaczej niż zwykle.

Spojrzeć spoza tej zasłony opuszczonej na nasze oblicza,

o której pisze Izajasz, co słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu.

To spojrzenie w inny niż zazwyczaj sposób

ma dla mnie dzisiaj szczególny wymiar.

Bo pytanie będące osnową początku:

po co grać na harfie, kiedy nikt nie słucha,

po co mówić, jeśli nikt nie słucha,

odwracam zgodnie z ruchem wskazówek dzisiejszej Liturgii Słowa:

po co urządzać ucztę,

jeśli nikt na nią nie przyjdzie?

 

Siostry i bracia,

kiedy w dzisiejszej Ewangelii pojawia się król zapraszający gości na wesele syna,

zdaje się nam wszystkim, że już rozumiemy o co Bogu chodzi.

Niejeden kaznodzieja z niejednej ambony tłumaczył nam

jak Bogu jest smutno, kiedy odrzucamy Jego zaproszenie na niedzielną Eucharystię.

Kiedy pojawia się na uczcie człowiek nie ubrany właściwie na wesele

i zostaje ukarany

to być może pojawia się coś w rodzaju zdumienia i lekkiego buntu

– przecież to nie szata zdobi człowieka,

czy to nie przesada, że Bóg miałby być aż tak surowy,

by za nieodpowiedni strój wtrącać człowieka na dno piekła?.

 

Ostatecznie przyjmujemy jednak, że to też przenośnia,

że chodzi nie o strój tylko o duszę,

która ma być przyozdobiona łaską uświęcającą.

 

Tak sobie jednak myślę, że próbując spojrzeć inaczej na siebie,

potrzeba nam w tej dzisiejszej Liturgii Słowa dostrzec również inne oblicze Boga.

 

Gdyby tak podsumować wszystko,

co mówi nam ona dziś o Panu Bogu

i znaleźć jakiś wspólny mianownik?

On faktycznie jest.

 

To bardzo ciekawe,

ale Bóg tej niedzieli w Piśmie Świętym,

to Bóg, który zaspokaja ludzkie potrzeby:

– „Pan Zastępów przygotuje ucztę”

– „Stół dla mnie zastawiasz”

– „Bóg zaspokoi każdą waszą potrzebę”

– „Przygotowałem moją ucztę”

 

Ciekawe, że te wszystkie fragmenty faktycznie pasują do siebie jak ulał.

Ale jak je pogodzić z tym Bogiem,

który wyrzuca gościa z wesela za brak garnituru?

Nijak inaczej, jak przypatrując się zapraszającemu królowi,

który chce dzielić wspaniałą radość swego królestwa jaką jest małżeństwo syna.

Mocno to przedstawione, ale jednoznaczne.

Prawdziwa radość musi być dzielona

i musi być doceniona z drugiej strony.

Bóg chce dzielić swoją radość.

Ale człowiek musi na nią odpowiedzieć.

Żeby jego potrzeby zostały przez Boga zaspokojone.

 

Bo po co taka radość, której nie można podzielić z kimś innym?

I po co zaspokajać potrzeby kogś, kto tego nie chce?

 

Moi kochani…

Nie mam takiej harfy, której dźwięk mógłby Was zachwycić.

Ale pewnie Wy jej też nie macie.

No chyba, że jest w kaplicy ktoś, kto gra na harfie?

 

Żartuję.

Wiecie, że chodzi mi o Boga, który gra na harfie swojej miłości do człowieka

tak pięknie, że chciałbym słuchać jej całą wieczność.

Polecam i Wam.

Wiecie dlaczego?

 

Bo choć już powiedziałem: po co grać, kiedy nikt nie słucha,

to praktyczny wymiar tego kazania, a nie emocjonalny

jest bardzo wymierny na czasy nam współczesne:

 

po co słuchać tych wszystkich

którzy nie mają pojęcia o muzyce?

24
Kwietnia

Autor wpisu

xap xap