Prawdziwa moc… prawdziwa słabość… Kazania

(30 niedz. zw.)

Dwóch wędrowców podążało górami, targanych wiatrem i przeszytych mrozem.
Mieli jeden cel: dotrzeć jak najszybciej do schroniska
położonego o parę godzin drogi.
Nagle, na skraju przepaści, natrafili na człowieka, który wpadł do wąwozu.
Jęczał z bólu i oczekiwał właściwie śmierci.
Pierwszy z wędrowców stwierdził:
„Tak widocznie musi być. Nie możemy po niego zejść, bo sami narazimy swoje życie. Ja idę dalej”.
Drugi nie potrafił tego zrobić.
Zszedł do wąwozu po nieszczęśnika.
W jakiś sposób udało mu się go zabrać i ruszyć w dalszą drogę.
Noc nadeszła, zrobiło się ciemno i – jak to w takich sytuacjach –
mróz był coraz silniejszy.
Wielki wysiłek i niesione ciało drugiego człowieka spowodowały, że łatwiej było ten mróz znieść.
Światło schroniska w oddali również dodało sił.
Dotarł w końcu, po drodze jednak potknął się o zamarzniętego człowieka.
Był to jego poprzedni towarzysz drogi,
ten, który bojąc się o swoje życie, nie usiłował ocalić rannego.

Moi drodzy to jest taka historia z lekko banalnym morałem
trochę przypominającym lata wczesnego dzieciństwa,
kiedy to babcie uczyły nas, że należy pomagać,
kiedy poznawaliśmy słowo: „koleżeński”
(ktoś w ogóle jeszcze tego używa?),
kiedy uczono nas, że nie wolno bić słabszych,
że mądrzejszy zawsze ustępuje,
i tak dalej i tak dalej….
prosty sposób na naukę dobrych manier i zachowań „porządnego człowieka”…
Ta historia, autorstwa Bruno Ferrero ponoć,
przekazuje mocną treść,
stąd – być może – aż lekko banalny wymiar morału:
pomagając słabszemu człowiek ocalił swoje życie
(to oczywiste, skoro stracił życie ten, który pomóc nie chciał).
Próbuję go nieco pogłębić…
dzięki czyjejś słabości zdobywa się moc.
Czyjaś słabość może być źródłem mojej mocy.

I to jest podstawowy wymiar dzisiejszej Liturgii Słowa:
mamy całą listę ludzi słabych:

Nie będziesz gnębił i nie będziesz uciskał cudzoziemców,
bo wy sami byliście cudzoziemcami w ziemi egipskiej.
Nie będziesz krzywdził żadnej wdowy i sieroty.
Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę ich skargę,
zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem
i żony wasze będą wdowami, a dzieci wasze sierotami.
Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu,
żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz…

A zatem:
cudzoziemiec,
wdowa,
sierota,
ubogi…

Moi kochani, nie tu miejsce na filozofię,
ale przyznam się Wam, że bardzo cenię nieżyjącego już filozofa żydowskiego
Emmanuela Levinasa,
przedstawiciela tak zwanej filozofii dialogu,
który używał tych właśnie określeń z Księgi Wyjścia,
jako symboli ludzkiej słabości –

cudzoziemiec, wdowa, sierota…
Jest tym, czym ja nie jestem: ja jestem silny, on jest tym, co słabe: jest biedakiem, „wdową i sierotą”. (Istniejący i istnienie, s. 164).

I w tym miejscu Levinas podkreśla, że relacja z innym
jest z góry narzucona w postaci obowiązku bycia odpowiedzialnym za Innego.
Mnie się to bardzo podoba,
choć pewnie można się nie zgodzić.
Ale ta historia z początku kazania (upraszczając)
pokazuje, że zawsze to „bycie odpowiedzialnym” przynosi wymierną korzyść temu,
kto odpowiedzialność podejmuje.

Warto być odpowiedzialnym!
Warto kochać… (to się po prostu opłaca – przepraszam za sformułowanie).

Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom,
zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał,
wystawiając Go na próbę:
Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?
On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego
całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.
To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego:
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy…

Myślę o tych największych przykazaniach,
które doskonale znamy z katechizmu.
I myślę, że być może nikt z nas, znających je, właściwie nigdy nie zadał sobie pytania:
czemu akurat miłość?
No cóż… jeszcze tę miłość Boga w takim podstawowym wymiarze religii rozumiemy.
Na tym w końcu religia polega.
Wierzyć w Boga i kochać Boga.
Ale jaki praktyczny wymiar ma miłość bliźniego
poza obiegowym i abstrakcyjnym: „marzę o pokoju w całym świecie”?
Chodzi o ład społeczny, który ma zaprowadzić chrześcijaństwo?

Siostry i bracia…

zaczynam rozumieć te dwa przykazania miłości
w kontekście słabości i mocy…

Czasem trzeba być może nachylić się ku drugiemu człowiekowi
by ocalić siebie.

Ale innym razem trzeba pochylić się ku samemu sobie
i swojej własnej słabości, czasem – wydawałoby się – beznadziejnej,
by zrozumieć, że prawdziwa moc to nie jest siła mięśni,
ani siła pieniądza, ani nawet siła dobrego samopoczucia.
Prawdziwa moc to siła, którą okazuje Bóg niosąc na swoich własnych ramionach
w mroźną noc ciemności i smutku.

Niech ta niedziela będzie niedzielą Waszej modlitwy słowami psalmu responsoryjnego:

Miłuję Cię, Panie, Panie, mocy moja,
Panie, opoko moja i twierdzo, mój wybawicielu.
Boże, skało moja, na którą się chronię, tarczo moja, mocy zbawienia mego
i moja obrono…

24
Kwietnia

Autor wpisu

xap xap